środa, 24 kwietnia, 2024
0
  • No products in the cart.
zawody

Mój ślad pozostał w…Warszawie!

Półmaraton Warszawski

Są takie dni, kiedy budzisz się rano, otwierasz oczy i po prostu wiesz, że wszystko się uda. I fajnie, kiedy to akurat jest dzień zawodów 🙂

Sama nie potrafię w tej chwili powiedzieć dlaczego na pierwszy bieg z korony wybrałam Półmaraton Warszawski, a nie Onico  Gdynia Półmaraton, który polecało mi wiele osób. Z obecnej perspektywy mogę być jedynie wdzięczna własnej intuicji za tę decyzję. Co istotne pierwszy raz byłam też doskonale przygotowana do startu, przeszłam cały plan treningowy wraz z Night Runners Poznań i planami Pawła Grzonki pod półmaraton.

Przeddzień zawodów

Do stolicy naszego prężnie rozwijającego się mocarstwa zawitaliśmy wieczór przed rozpoczęciem imprezy, kierując raźno swe kroki na Stadion Narodowy, nie po to jednak, żeby kupić na nim piracką płytę Eminema, a w celu odbioru pakietów.

Półmaraton Warszawski 2018

W tym miejscu należy wyjaśnić, że jestem osobą o wrodzonym braku orientacji w terenie i nieprzeciętnym talencie do gubienia się. Możecie więc sobie wyobrazić jak jasno, czytelnie i porządnie oznakowana musiała być droga do okienek, skoro dotarłam tam bez żadnych problemów. A okienek tych było 14. W każdym z nich trójka wolontariuszy. Nie szło nie zauważyć też licznych lotnych punktów informacyjnych przechadzających się po terenie targów Sport Expo. Spodziewałam się, że stracę pół życia klucząc z jednego końca stadionu na drugi, następnie czekając w nieludzko długiej kolejce, tym większe było moje pozytywne zaskoczenie, gdy po upływie jakiś 15 min stałam już z pakietem w dłoniach i kierowałam się do wyjścia. Półmaraton Warszawski, robisz to dobrze! – pomyślałam po raz pierwszy i nie jedyny w ciągu tego weekendu, i udałam się na tradycyjną porcję makaronu w ramach ładowania węgli. I spać. Czy to już pech dwa lata z rzędu biec półmaraton po zmianie czasu na letni…?

Półmaraton Warszawski 2018

Dzień startu

Kolejne pozytywne zaskoczenia czekały na mnie następnego dnia w strefie startu, do której przezornie udałam się z ok godzinnym wyprzedzeniem. Ogromny teren zarezerwowany na 3 strefy startowe, każda z których wewnętrznie podzielona była umownie na kolejne mniejsze w zależności od przewidywanego czasu. Bez policyjnego pilnowania czy przypadkiem nie wściubiasz nosa w strefę dla gazeli będąc lamą. Każdy mógł swobodnie się rozgrzać i zająć wygodne dla siebie miejsce bez przeciskania się przez tłum. Płynęła z tego dodatkowa, bardzo istotna korzyść – w momencie startu bardzo szybko rozładowywały się wszelkiego rodzaju korki, dzięki czemu właściwie od razu mogłam rozpocząć bieg we wcześniej założonym tempie. Nieczęsto spotykany luksus.

Zdecydowanie mocną stroną imprezy, pomijając wymarzoną wręcz pogodę, była trasa, pod względem zarówno przebiegu, jaki i profilu. Podziwianie centrum Warszawy z perspektywy szosy dostarcza niepowtarzalnych wrażeń. Na mnie jednak największe wrażenie zrobił fragment trasy wiodący przez Most Świętokrzyski, który ostatni raz przemierzałam w dzieciństwie niedługo po jego wybudowaniu oraz bieg w przepełnionym echem radosnych okrzyków tunelu Wisłostrady.

Półmaraton Warszawski 2018

Trasa nie obfitowała w podbiegi, co każdego biegacza zawsze raczej cieszy niż smuci. Muszę przyznać, że sama nie umiem sobie przypomnieć żadnego momentu, w którym wyraźnie odczułabym, że biegnę pod górkę i przez to słabnie moje tempo. Czy było to zasługą adrenaliny, czy może poniedziałków na Cytadeli – trudno ocenić 😉
Do puli plusów, za które organizatorom należą się szczególne podziękowania trzeba dorzucić ilość wolontariuszy oraz poziom ich zaangażowania. Zgodnie z informacjami na każdych dziesięciu biegaczy przypadał jeden wolontariusz. Byli zauważalni i pomocni w przeddzień, poranek, oraz w trakcie trwania imprezy z uśmiechem na ustach udzielając wszelkich informacji, sprawnie obsługując punkty żywieniowe, w mgnieniu oka udzielając pomocy kontuzjowanym oraz perfekcyjnie ogarniając strefę mety.

Czy biegłoby nam się tak dobrze i przyjemnie, gdyby nie kibice? Zdecydowanie nie. A wspaniałego dopingu na trasie półmaratonu nie zabrakło. Pojawiły się nie tylko genialne zespoły muzyczne z kawałem dobrego rock’n’rolla, niedźwiedź i spółka w okolicach zoo, ale również spontaniczni, wspaniali mieszkańcy zagrzewający biegaczy na milion wymyślnych sposobów.

Za pozytywnym odbiorem tego wydarzenia stoi też oczywiście moja osobista w nim historia. Przed startem wiele osób pytało mnie na jaki czas zamierzam biec. Moje doświadczenia z dystansem półmaratonu są dość biedne i trudne, stąd też szczerze nie potrafiłam udzielić żadnej konkretnej odpowiedzi. Miałam pewne nadzieje, przede wszystkim jednak nie chciałam nakładać na siebie żadnej presji – priorytetem było ukończenie biegu, w drugiej kolejności uszczknięcie każdej, choćby jednej minuty z dotychczasowej życiówki. W tym przekonaniu utwierdziłam się jeszcze mocnej po pierwszych kilkuset metrach biegu, czując nieprzyjemny skurcz w łydce, oraz kolkę w prawym boku. 7-kilometrowa lekcja pokory, wsłuchiwania się we własne ciało, delikatnego, powolnego i pełnego wyczucia próbowania znalezienia z nim wspólnego języka być może odcisnęła swój znak na czasówce, jednak przyniosła mi frajdę prawdziwej zabawy na pozostałych 14 km. I upragnioną życiówkę o minutę szybszą, niż ta, na którą po cichu liczyłam. Z Półmaratonu Warszawskiego wracam z tarczą 😉

Karola Romanowicz

Nasza ocena:

Organizacja
Jakość świadczeń
Atrakcyjność biegu
Klimat imprezy
Średnia
 

Takie to strasznie niepolskie nie mieć się do czego przyczepić i ze wszystkiego być zadowolonym. Jakoś mi to nie przeszkadza 😉

A Ty jak oceniasz Półmaraton Warszawski?

 

Organizacja
4
Jakość świadczeń
4
Atrakcyjność biegu
4
Klimat imprezy
4
Średnia
 yasr-loader