czwartek, 21 listopada, 2024
0
  • No products in the cart.
Bez kategorii

8. Półmaraton Warszawski – Debiut Pacemakera

24 marca odbył się największy w Polsce bieg na dystansie 21,097km – 8. Półmaraton Warszawski.
Z oficjalnych informacji wiadomo, że ukończyło go 10 074 biegaczy, w tym 1892 kobiety. Oczywiście nie mogło zabraknąć tam reprezentacji Night Runners! W składzie: Monika, Dominik, Mikołaj i ja w sobotnie popołudnie wyruszyliśmy w stronę Warszawy. 

Dla  każdego z nas bieg ten miał być wyjątkowy. Zarówno Monika jak i Dominik debiutowali w półmaratonie. Mikołaj planował pobicie swojej dotychczasowej życiówki (02:03:16) z listopadowego półmaratonu w Kościanie. Natomiast ja również debiutowałam, tym razem jednak w nieco innej roli- biegłam jako pacemaker na czas 02:10:00.

Chwilę przed 18.00 dotarliśmy na miejsce i prosto z dworca udaliśmy się w stronę Pałacu Kultury, gdzie należało odebrać pakiety startowe. Standardowo obejmowały one: numer startowy, agrafki, chip, izotonik, bawełnianą (!) koszulkę i mnóstwo ulotek.  Pierwszy raz zdarzyło się, że koszulka była na mnie za mała. Zazwyczaj S-ka w wersji unisex służyła jako koszula do spania. Tym razem będę miała prezent dla bratanka J

Ku naszemu zaskoczeniu wydawanie pakietów przebiegało sprawnie i bez kolejek. Oczywiście rundki po stoiskach biegowych nie mogliśmy sobie odmówić J  Jedyną, nieco mniej pozytywną wiadomością dla mnie było to, że skończyły się opaski z międzyczasami na 02:10:00. Także pozostało przerobić czasy z 02:00:00. Może to mało profesjonalnie no ale jakoś trzeba sobie radzić.  

Gotowa do boju
Nocowaliśmy na sali gimnastycznej w Szkole Podstawowej. Warunki były kameralne ponieważ przyjechaliśmy stosunkowo późno i  przydzielono nas do drugiej lokalizacji, gdzie limit miejsc nie został wyczerpany. Na dobry sen jeszcze mały spacer po okolicy i pełni wątpliwości co do dnia jutrzejszego, położyliśmy się spać. 
Poranek przywitał nas lekko sypiącym śniegiem i kilkustopniowym mrozem. No cóż, jeszcze klika tygodni temu byłam pewna, że pobiegnę „na krótko” i nie będę musiała zastanawiać się czy dwie warstwy odzieży na pewno wystarczą. Ale jak to się mówi-nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednio ubrani biegacze.
Start półmaratonu planowany był na godzinę 10.00. Wcześniej miała odbyć się zbiórka pacemakerów. Musiałam odebrać  wszystkie zajęcze atrybuty tj. koszulkę, tablice z wypisanym czasem na jaki biegnę, informacyjną kartę, która została przypięta na plecy oraz słynne baloniki. Z pomocą Moniki wszystko przywiązałam i przypięłam tam, gdzie należało i ruszyłyśmy w stronę Mostu Poniatowskiego. Co ciekawe, wystarczyło przypiąć baloniki i już słyszałam miłe komentarze: „to ja będę biegł za panią Asią” J  Myślę, że budziłam wśród pozostałych biegaczy lekkie zdziwienie. W końcu na około 23 pacemakerów były tylko 2 kobiety!  
15 minut przed startem wraz z Moniką, Pawłem (z warszawskiej sekcji Night Runners) oraz innymi biegaczami celującymi w 02:10:00, zajęliśmy miejsce w wydzielonej strefie.  Mikołaj i Dominik już dawno zniknęli z naszego pola widzenia, krążyli gdzieś w strefie 01:45:00.
Podczas oczekiwania na start zdążyłam zamienić pierwsze słowa ze współtowarzyszami najbliższych  kilometrów. Jak się okazało większość  z nich to debiutanci. Także tym bardziej poczułam powagę sytuacji. Doskonale pamiętałam swój debiut półmaratoński i związane z nim obawy i wątpliwości.  Punkt 10.00 rozległ się strzał i start. I wyszło słońce! Moja grupa wyruszyła dopiero około 10.08. Organizator wprowadził, moim zdaniem, dobre rozwiązanie tj. poszczególne strefy czasowe były puszczane naprzemiennie, z dwóch pasów.

Pomysł bardzo fajny, pomógł uniknąć  dzikich tłumów, które ruszają w tej samej sekundzie. Jednym minusem, jak się później okazało, było to, że pomieszała się trochę kolejność startów poszczególnych stref. I tym samym na około 7 km miała miejsce nieco stresująca dla mnie sytuacja- baloniki na czas 2:00:00 zaczęły wyprzedzać 02:10:00. Wpadłam w mały popłoch, że trzymamy za szybkie tempo. Rzut oka na zegarek, synchronizacja z pozostałymi biegaczami i wiedziałam już, że jest ok. J  Dodam, że kilkanaście minut po starcie Monika i Paweł ruszyli żwawym krokiem do przodu, zostawiając daleko w tyle baloniki 02:10:00 J

Sam bieg,  do około 14km upłynął na rozmowach, co chwilę ktoś podbiegał, zagadywał, opowiadał o swojej biegowej przygodzie. W między czasie zdążyliśmy odśpiewać „sto lat” dla jednej z biegnących dziewczyn, troszkę pokrzyczeliśmy i pohałasowaliśmy. Prawdziwa walka rozpoczęła się na 15km-na ulicy Belwederskiej czekał nas zabójczy podbieg. Na tym odcinku dotarło do mnie, że zabawa się skończyła.  Na twarzach biegaczy było widać spore zmęczenie, słyszałam przyspieszone oddechy, zrobiło się jakoś ciszej. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego co czują. Wiedziałam też, że proste i na pozór banalne słowa są im w tej chwili potrzebne. Co jakiś czas odwracałam się, krzyczałam. Nawet do końca nie wiem co… że dadzą radę, to jest ich dzień,  że są wspaniali, że to już ostatnie km, że robią to dla siebie. Namawiałam aby wyobrazili sobie jak dumnie wbiegają na metę. To wszystko to była chwila, emocje.  Niezwykły dla mnie był 19-20km. Ci, którzy mieli jeszcze energię zostawiali naszą grupę i biegi  co sił w nogach do przodu.  Od kilku osób usłyszałam „ dzięki, pomogłaś nam na tych ostatnich km, spróbujemy urwać jeszcze te kilka sekund”. Wówczas to ja dostawałam skrzydeł JPamiętam jedną dziewczynę, dosłownie jakieś 100 metrów przed oznaczeniem 20km z wielkim bólem w głosie spytała czy daleko jeszcze. Chyba nie była świadoma, że to już niewiele ponad km do mety. Kiedy usłyszała o tym a za chwilę minęła 20km, zobaczyłam nadzieję w jej oczach.
Asia z Pawłem na mecie
Ostatnie kilkadziesiąt metrów na błoniach Stadionu Narodowego to był już prawdziwy szał. Kibice wiwatowali, bili brawa… a ja kilkanaście metrów przed samą metą zwolniłam. Pierwszy raz nie zależało mi na jej przebiegnięciu. To był moment na ostatni doping.
Uściski, gratulacje i podziękowania na mecie upewniły mnie w tym, że warto było. I choćbym miała dodać motywacji kilku osobom na te 10 000, satysfakcja jest ogromna. 
Ostatecznie 8. Półmaraton Warszawski zakończyłam z czasem brutto 02:18:51, czas netto 02:10:58. Może nie udało mi się wstrzelić idealnie w 02:10:00 ale biorę poprawkę ze względu na te ostatnie metry przed metą.  Podsumowując,  z mojego debiutu w roli pacemakera jestem bardzo zadowolona. Po biegu dotarło do mnie kilka opinii i nieskromnie powiem, że chyba jakoś dałam radę J Jeśli ktoś z Was będzie miał możliwość sprawdzenia się w tej roli, polecam. Bieganie tak bardzo łączy ludzi. Fajnie jest zrobić coś dla innych i nie zawsze bić się o wynik i każdą sekundę na mecie.
Chciałabym  jeszcze raz pogratulować świetnych wyników jakie osiągnęła ekipa Night Runners:
Dominik dzielnie przetrwał wielki kryzys na 13 km i debiutował(!) z czasem 01:44:11.
Mikołaj pomimo biegu po tygodniowej chorobie poprawił swoją życiówkę o przeszło 15 min, wbiegł na metę z czasem 01:46:45.
Mikołaj, Marta, Asia , Monika oraz Dominik
Monika, jak się okazało, niepotrzebnie tak bardzo obawiała się debiutu, osiągnęła świetny wynik 02:01:36.
Paweł, również debiutując, wpadł na metę z czasem 02:10:24.
Beata aka Betty – 1.59.02 oraz Marta 2.09.22
W Warszawie wystartował też Rafał z Night Runners biegających w Płocku, jednak w gąszczu ludzi nie udało się natrafić na siebie. Rafał ukończył bieg z czasem 1.57.05

Dzięki  za fajnie spędzony, wesoły weekend biegowy!!

ps. Dominik był tak uradowany, że podobno całą drogę do Poznania przejechał z rękoma w górze

autor: Joanna Kniat