ZiMB – czyli „Razem, po swoje”. (cześć pierwsza – Kuba)
Piątek 29.01.2016, godz. 1.30, Poznań. Pod dom na Wildzie podjeżdża srebrny Mitsubishi Colt, to co za chwilę się wydarzy ma swoje początki 30 listopada roku poprzedniego. Wtedy to po wylaniu siódmych potów pod okiem Trenera Wyciska vel. Żurka i dramatycznym rajdzie na Cytadelę (żeby zdążyć), dopadam jedną z grup NR prowadzonych przez Picia.. Łapanie oddechu, powitania, endorfiny buzują (chociaż może to deficyt tlenowy) no i taka sytuacja:
Piciu oznajmia – „Jadę w góry pod koniec stycznia na bieg.” – Reakcja bezpardonowa.
Ja – „Piciu chyba Cię nienawidzę.” – to taka forma zazdrości na szybko.
Piciu ripostuje – „To może pojedziesz z Nami? Ze mną i z Julką.” Brainstorm, mindfuck, myślotok..
Po niezbyt długich namysłach zapisuję się, wpłacam odpowiednią sumę peelenów na konto OTK i tak oto wsiadam właśnie do srebrnej strzały. Podjeżdżamy jeszcze po Julkę, główną winowajczynię tego zajścia 😉 upychamy plecaki i mega nakręceni wyjeżdżamy z poznania o 2 w nocy – cel Cisna, Bieszczady. Sama podróż mija nam przy wesołych nutach z telefonu i niesamowitej wyżerce przygotowanej przez Julkę 😉 Echhh te muffiny czekoladowe i bułki z domowym pasztetem…
autor: Kuba Adamczewski