Półmaraton Berliński – dlaczego znowu w nim pobiegłam?
W minioną niedzielę było mi dane po raz trzeci stanąć na starcie jednego z największych i najszybszych półmaratonów na świecie, który odbył się w Berlinie już po raz 38. Ordnung muss sein, tak można by podsumować tę relacje, ale zacznijmy od początku.
Co było przed
Na zawody zapisałam się pod koniec października 2017 r. W tym okresie nie miałam już co liczyć na niższą opłatę startową, więc za pakiet musiałam zapłacić 55 euro, plus 6 euro za udostępnienie chipa (niższe progi opłaty to, odpowiednio do ilości zapisanych uczestników, 40 i 45 euro). Nie mniej wiedziałam, że start w tych zawodach wart jest swej ceny i byłam przekonana, że i tym razem nie zawiodę się na organizatorach! Tradycyjnie rozpuściłam wici wśród znajomych biegaczy zachęcając ich do wspólnego wyjazdu i startu w zawodach. Pakiety skończyły się tym razem wcześniej, bo już 24 listopada 2017 r., stąd wiem, że kilku znajomym nie udało się zapisać. Niestety organizator nie umożliwia przepisania pakietu.
W 2016 r. stanęliśmy na starcie w 10 osobowym składzie, podczas gdy w 2017 r. było nas bodajże 19 osób. Dzień startu w tym roku ponownie nakładał się z terminem maratonu w Dębnie, dodatkowo w sobotę odbywał się Bieg Europejski w Gnieźnie. Z tych i innych przyczyn tym razem do Berlina udaliśmy się w 7 osobowej Drużynie, choć na miejscu spotkałam kilku znajomych biegaczy.
Osobiście dwa lata z rzędu na trasie berlińskiego półmaratonu udało mi się poprawić swój czas na tym dystansie, więc i na rok 2018 założyłam, iż powalczę w Berlinie o życiówkę. Wedle zasady „zima nasza” przepracowałam uczciwie ten okres i z radością obserwowałam wzrost formy w ciągu kolejnych tygodni. Z różnych powodów „zaskoczyła mnie wiosna” i plany na złamanie magicznej dla mnie bariery 1h:40min postanowiłam zweryfikować i odłożyć w czasie. Do dnia startu nie byłam przekonana jakim średnim tempem chcę przebiec te zawody, ale jednego byłam pewna – jadę tam dobrze się bawić i w pełni poczuć atmosferę tego międzynarodowego biegu i samego Berlina.
Przede wszystkim, organizacja!
Nie da się ukryć! Na żadnych innych zawodach, w których brałam udział, nie spotkałam się z tak wyśmienitą organizacją, jednym słowem ze wszech stron obecny niemiecki „Ordnung muss sein“! Nawet auta zaparkowane wzdłuż trasy biegu zostały przez odpowiednie służby, w mojej ocenie ze względów bezpieczeństwa, odholowane (w tym nasze, nieopacznie pozostawione w nieodpowiednim miejscu, mimo iż nie blokowało trasy biegu). W tym roku organizatorzy zdecydowali się przenieść biuro zawodów na teren nieczynnego portu lotniczego Berlin-Tempelhof, gdzie zlokalizowane zostało także expo. Ilość wolontariuszy i osób zaangażowanych w organizację biegu przechodzi najśmielsze oczekiwania i powoduje, że w zasadzie nigdzie nie czeka się w kolejce – czy to po obowiązkową opaskę, numer startowy czy też po przezroczysty worek, w którym oddaje się potem rzeczy do depozytu. W pakiecie było kilka ulotek, baton sportowy i dwa mini antyperspiranty, na trasie 4 punkty z wodą i jeden punkt z żelami energetycznymi, zaś za linią mety medal, folia do okrycia, woda, izotonik, herbata, banany i bezalkoholowe piwo. Dodatkowo, każdy mógł podejść do stanowiska, na którym nieodpłatnie drukowany był dyplom z czasem ukończenia zawodów, międzyczasami i nieoficjalnym miejscem na mecie. Rok temu taki dyplom z oficjalnymi wynikami, wraz z broszurą z biegu, przyszedł do mnie pocztą pod koniec czerwca.
Pod jakim jeszcze względem Półmaraton Berliński zasługuje na uznanie? Można by długo wymieniać 🙂 Do najistotniejszych kwestii mogę zaliczyć:
- depozyty zlokalizowane w strefie startu/mety w ciężarówkach, przez co nie było kolejek;
- płaską i szybką trasę prowadzącą przez centrum miasta pośród licznych zabytków, w zasadzie w większości kierowaną szerokimi ulicami, dzięki czemu nie czuło się tłoku i można było w miarę swobodnie wyprzedzać (mój zegarek pokazał na całej trasie wzrost wysokości o 27 m, choć jak dla mnie było ciągle „z górki”, gdyż z trasy pamiętam kilka długich i delikatnych zbiegów i tylko jeden kilkumetrowy, delikatny podbieg);
- oznakowanie trasy biegowej (w tym znaki pionowe informujące o zbliżających się zakrętach i namalowana na ulicy zielona linia wskazująca na najbardziej optymalną linię biegu);
- w części zacienioną drugą połowę trasy biegu, co pozwalało na chwilę ukryć się przed promieniami słonecznymi;
- gorący i głośny doping ze strony kibiców i zespołów muzycznych zlokalizowanych wzdłuż trasy – kibice byli dosłownie wszędzie, stwarzali niesamowitą atmosferę powodującą ciarki na skórze (nie, nie, to nie były dreszcze spowodowane nadmiarem słońca i niedoborem wody).
W naszej ocenie…
Jak bieg oceniają członkowie mojej Drużyny? Kuba wspomniał, iż mimo płaskiej trasy biegu, był on bardzo wymagający i najważniejsze było dla niego to, żeby „głowa nie siadła”, ale mimo to udało mu się zdobyć rekord (no utrzymanie tempa 4:17 na 21 km jest wymagające, nie da się ukryć). Życiówkę zrobiła także Aga, która zawody pod względem organizacyjnym i atmosfery ocenia na 5 z plusem, w jej ocenie trzeba się tam znaleźć, by to wszystko poczuć. Michał, Kierownik ds. logistyki, uważa, że atrakcyjna trasa o wymarzonym profilu biegnąca przez centrum miasta, wspaniały doping i wzorowa organizacja warte są ceny pakietu. Także Piotr był bardzo zadowolony z biegu, co podsumował słowami „organizacja wzorowa, atmosfera bajkowa, trasa rewelacyjna, super emocje”. Na trasie biegu debiutował w tym roku Łukasz, który do wspomnianych wyżej atutów dodał możliwość rywalizowania (bo kto nam zabroni) z najlepszymi biegaczami na świecie; berliński półmaraton wpisał on na stałe do swojego kalendarza biegowego. Po minie Wojtka, który uśmiechał się nie tylko do zdjęć, widać było, iż połówka także przypadła mu do gustu.
Dla mnie osobiście sam bieg był bardzo udany, czerpałam radość z każdego przebiegniętego kilometra, a na kilka km przed metą czułam szczerzy żal, że już zaraz koniec, bo mogłabym biec dalej, kibice jakby nieśli na rękach! Na trasie nie miałam żadnych kryzysów, nie przeklinałam pod nosem po co mi to i nigdy więcej. Wystartowałam z własną małą butelką wody, co pozwoliło mi nie zatrzymywać się na pierwszych trzech punktach z wodą, dzięki czemu nie wypadłam też z rytmu (na każdym km brałam łyk wody). Ostatecznie zawody udało mi się skończyć z czasem niecałe 4 minuty gorszym od zeszłorocznego.
Z danych opublikowanych w Internecie wynika, że w zawodach wzięła udział rekordowa ilość osób, bo ponad 36 000 (zakładam, że w tym osoby startujące na rolkach), podczas gdy liczbę kibiców oszacowano na 250 000 osób! Zwycięzcą został Kenijczyk Erick Kiptanui, ustanawiając rekord trasy z wynikiem 58:42 – piątym najszybszym czasem w historii półmaratonu berlińskiego i najszybszym czasem na świecie w roku bieżącym, tylko o 19 sekund wolniejszym od rekordu światowego (rekord należy do Erytrejczyka Zersenay Tadese, który czas 58:23 wybiegał w 2010 r. w Lizbonie). Najszybszą kobietą była Etiopka Melat Kejeta, która linię mety przekroczyła z czasem 69:04.
Podsumowując…
Berliner Halbmarathon to idealne miejsce na życiówkę! A nawet jeśli ktoś nie planuje sprawdzać się na tej trasie, to i tak jest mnóstwo powodów, by choć raz być częścią tego wydarzenia biegowego, co gorąco polecam. Berliński półmaraton, to zawody, na które warto wracać!
Nie mogło być inaczej i Półmaraton Berliński dostaje od nas same “5”
Organizacja
Jakość świadczeń
Atrakcyjność biegu
Klimat imprezy
Startowałeś? Oceń bieg:
Organizacja | |
Jakość świadczeń | |
Atrakcyjność biegu | |
Klimat imprezy | |
Średnia
|
|
Jeśli jeszcze Wam mało berlińskich emocji to przeczytajcie relację z jubileuszowego 40. Maratonu Berlińskiego.