poniedziałek, 29 kwietnia, 2024
0
  • No products in the cart.
zawody

„ Z tarczą czy na tarczy?” – OWM 2018. Moja historia.

Orlen Warsaw Marathon 2018

Orlen Warsaw Marathon 2018 dla niektórych biegaczy to bieg jak wiele innych. Jedni startują dla dobrej zabawy, dla zaliczenia kolejnego ciekawego maratonu. Dla drugich – największe tegoroczne biegowe wyzwanie, święto biegania. To zawody, które elektryzują na samą myśl na długie miesiące jeszcze przed startem. Ja zdecydowanie zaliczałem się do tych drugich. Decyzja o udziale w tym biegu zapadła w mojej głowie chyba już chwilę po przekroczeniu linii mety OWM 2017. Dlaczego? Ponieważ poniosłem porażkę, mój plan nie został zrealizowany. Porażka ta zabolała dosyć mocno, fizycznie i psychicznie – ale na szczęście tylko na krótko. Wiedziałem, że się podniosę, tak nauczono mnie w dzieciństwie. Kwestia czasu i treningu. W OMW 2017 miało być łamanie 3h, a wyszło złamanie 3h 5 min plus skurcze, marsze i męka po przekroczeniu linii mety jakiej nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Na kozetce fizjoterapeuci nie mogli sobie poradzić z ogromnymi skurczami mięśni. No cóż życie… Królewski dystans pokonał mnie, ale wiedziałem, że jeszcze tu wrócę. Wyrównać rachunki, złamać 3h.

Przygotowania do walki

Treningi pod Orlen Warsaw Marathon 2018 2018 rozpocząłem na początku grudnia 2017, najpierw własna rozpiska. Trzaskanie kilometrów + siła biegowa. Później wejście w szybkość oraz od marca najlepsza decyzja jaką mogłem wtedy podjąć – rozpoczęcie współpracy z „Dzikiem z Kaszub” trenerem Pawłem Grzonką 🙂 Paweł uporządkował moje treningi, wzmocnił mnie, dał wiele cennych rad. Tygodnie i dni mijały, forma rosła. Od stycznia do kwietnia zrzuciłem 5 kg, dbałem o dietę. Wszystko wyglądało tak jak powinno. Po 5-miesięczne przygotowaniach i przebiegniętych 1120 km nadszedł ten długo wyczekiwany weekend.

Piątkowy wieczór, dwa dni do startu. Pełen nadziei w ostateczny sukces wybrałem się wraz z żoną do stolicy. W mojej głowie spokój. Treningi były mocniejsze niż rok wcześniej, żadnych problemów mięśniowych. Będzie „gitara” myślałem, kiedy jak nie teraz. Tylko ten katar, który pojawił się dzień wcześniej delikatnie mnie zastanawiał. Zimę przebrnąłem bez choćby najmniejszego przeziębienia. A tu temperatury ponad 20 stopni i katar? Dlaczego właśnie teraz?

Ostatnia prosta

Sobota, dzień do startu. Wyglądam za okno na Stadion Narodowy. Z 15 piętra wieżowca widać go całkiem dobrze. „Przywitał pięknie nas warszawski dzień”, pomyślałem. Słońce, dużo słońca i ciepło. Jak będzie tak jutro to się wszyscy usmażymy, zerkam na prognozę. Na szczęście prognozy pokazują, że ma być delikatnie chłodniej. Jedziemy po pakiet. Biuro zawodów organizatorzy usytuowali na płycie Stadionu Narodowego – świetny pomysł, duża przestrzeń i przy okazji można obejrzeć stadion. To zmiana na plus w porównaniu do zeszłego roku, gdzie biuro zawodów było w pobliżu stadionu. Teraz te tereny wykorzystano na miasteczko biegacza. Aby dojść po pakiet startowy trzeba było przejść przez Expo. Dużo wystawców, mocne marki, jest ciekawie. Na jednym ze stoisk spotykam znajomego biegacza ze stolicy – mega szybki gość. Miałem okazję biegać z nim w Rawickiej sztafecie 24-godzinnej w 2014 r. (Daniel Korolkiewicz pozdrowienia!). Wymieniliśmy kilka zdań i poszliśmy po pakiet. Co ciekawe po swój pakiet podchodzę, bez żadnej kolejki. To chyba efekt kolejnej zmiany na plus. W tym roku można było odebrać pakiet już od czwartku. Podczas rejestracji wybrałem pakiet z koszulką, przecież trzeba mieć pamiątkę z biegu, w którym bije się życiówkę, myślałem. Poza koszulką: czapeczka z daszkiem, izotonik, batonik, numer startowy – generalnie standard. Koszulkę od razu zakładam na siebie dumnie paradując po płycie stadionu. W końcu to święto biegania 🙂 Robimy zdjęcia i wracamy do mieszkania.

 

orlen warsaw marathon 2018

orlen warsaw marathon 2018
orlen warsaw marathon 2018

Godzina zero

Niedziela, dzień walki. Poranek chłodniejszy niż wczoraj, ale prognoza zapowiada 12 stopni na godzinę rozpoczęcia biegu, trochę za ciepło. Na niebie ani jednej chmurki. Katar cały czas przeszkadza. Pakuję ostatnie rzeczy do torby i jadę zrobić to o czym marzyłem od dłuższego czasu. Marzenia trzeba spełniać, same się nie spełnią…

Bądź jak wyjadacz, miej chłodną głowę, zrób to po co tu przyjechałeś i zaśmiej się głośno na mecie – myślałem jadąc metrem. Docieram do miasteczka biegacza. Organizatorzy zadbali o to, abyśmy czuli się tam komfortowo. Przebieralnie obszerne, duża liczba przenośnych toalet, umywalki do mycia rąk – i to wszystko na naprawdę dużej przestrzeni. Nie odczułem tego, że jest nas tam łącznie ok 13 tys. biegaczy (maraton + bieg na 10km). Na 40 min przed startem wciągam żel energetyczny, nospę przeciwko kolkom oraz magnezowy shot. Zapijam wodą i idę na rozgrzewkę. Wszystko przebiega prawidłowo, czuję się dobrze, jestem zmotywowany.

Na kilka minut przed startem, już w strefie startowej, podchodzi do mnie Grzegorz Paweł Nowak – Night Runner z Poznania. Jak miło! Kilka wymienionych zdań i słowa które dodały mi mocno otuchy: „Ja z katarem zrobiłem swoją życiówkę w maratonie, to oznaka wysokiej formy” wypalił do mnie. Myślę sobie ok, jak ma być dobrze to na pewno będzie.

W rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości organizatorzy biegu zafundowali nam dodatkowy bodziec motywacyjny – hymn państwowy. Zamknąłem oczy i dumnie odśpiewałem. Byłem gotowy do startu. Wystrzał i lecimy. Mój plan zakładał bieg w tempie 4:15, od samego początku w grupie z pacemakerami na 3 h. Pierwsze 10 km ciasno, ale wszystko zgodnie z planem. Na 13 km słyszę doping swojej żony, szwagra i jego żony. Jak miło! Szwagier towarzyszył mi zresztą przez wiele kolejnych kilometrów jadąc rowerem wzdłuż trasy. Dużo punktów odżywczych, mniej więcej co 3 km można uzupełnić płyny. Piję po kubku, czasem po dwa na każdym z punktów. Kilka dni wcześniej wyczytałem gdzieś, że przy temperaturze ok 15 °C człowiek traci ok 1-1,5 litra wody na każdą godzinę biegu. Rachunek był prosty: 3h biegu to strata ok 3-4,5 litra wody z organizmu! Pić, pić, dużo pić. Biegnę równo, czuję się dobrze i katar nawet nie przeszkadza. Na półmetku zerkam na zegarek, czas ok 1:29:45, jest dobrze. Teraz tylko to powtórzyć na drugiej części dystansu. Grupa zrobiła się sporo mniejsza, część biegaczy nie wytrzymała tempa. Biegnę ramię w ramię z „zającem” i pytam jak chce poprowadzić do końca. Mówi, że delikatnie łamiąc 3 h. Super, pomyślałem rytmicznie tupiąc stopami. Za chwilę 24 km i Wilanów. To tu w tamtym roku dostałem najmocniej po tyłku, otwarta przestrzeń i mocny „wmordewind”. Za wszelką cenę na tym odcinku trasy chciałem być w grupie. Zawiało mocno w twarz, ale grupa dobrze parła do przodu, w grupie siła! Przebrnęliśmy wspólnie ten najbardziej wietrzny odcinek, teraz już „z górki” pomyślałem.

orlen warsaw marathon 2018

 28 km trasy. W żółtej koszulce asicsa nasz zając, balonik zgubił gdzieś na 11 km zahaczając o znak drogowy. Ja w żółtej koszulce i białej czapeczce w tle.

29 km trasy tempo grupy 4:19, kolejny 4:22. Co jest?! Czyżby chłopaki po Wilanowie jednak opadli z sił? Kilka myśli w głowie i szybka decyzja, muszę się odłączyć i lecieć po swoje. Z nimi chyba nie dam rady. W krótkiej chwili przygotowałem się mentalnie na samotny 12-kilometrowy bieg do mety. Dasz radę chłopie! I tak się stało, pobiegłem sam. Od tej pory podmuchy wiatru brałem samotnie na klatę. Wysoka temperatura zaczęła mi doskwierać, pomiędzy punktami odżywczymi gdzieś na 36-38 km prosiłem kibiców o wodę. Na szczęście napotkani przeze mnie kibice byli bardzo życzliwi, dziękuję! Ta woda bardzo mi pomogła. Pół buteleczki wypiłem, drugie pół wylałem na siebie, studząc rozgrzaną głowę i plecy. Było ciężko, miałem już dość. Tempo na niektórych kilometrach wychodziło troszkę za wolne, na innych nadrabiałem stracone sekundy. Na 3 km przed metą wiedziałem, że będę na styku 3h. Ktoś krzyknął: „dawaj, dawaj, złamiesz 3 godziny!” Nogi bardzo ciężkie, mimo to przyspieszyłem, ostatnie 2 km w tempie poniżej 4:10. Finisz, widzę metę, dużo kibiców, doping mnie niesie, ostatnie 200-300 m tempo poniżej 3:50. Biegnę ile sił w nogach, przekraczam linię mety i widzę na zegarze czas brutto 3:00:14. Zamurowało mnie. Wiedziałem, że zabraknie, by netto złamać 3h. Załamka, kilka przekleństw pod nosem. Wolontariusze zdziwieni, inni zawodnicy się cieszą, a ja wyglądałem pewnie jakbym zaraz miał się rozkleić…

Poszedłem na masaż, widzę dużo stanowisk, na szczęście wchodzę bez kolejki. Fizjoterapeuci wkładali dużo wysiłku, aby doprowadzić moje mięśnie do stanu używalności. Dzięki Wam za pomoc, kawał dobrej roboty! Zszedłem z kozetki w kierunku leżaków. Odpoczywam, sprawdzam sms z wynikami, mój wynik netto 3:00:08. Byłem pierwszym zawodnikiem, któremu według czasów netto nie udało się złamać 3h. Dobrą godzinę potrzebowałem, żeby się ocknąć. Czyżby OWM „zażyczył” sobie, abym za rok przyjechał tu ponownie?

Orlen Warsaw Marathon 2018 Z tarczą czy na tarczy? Oto jest pytanie.

Po odpoczynku starałem się dostrzec pozytywy, nawet się uśmiechnąłem 🙂
orlen warsaw marathon

Podsumowując mój start – im więcej czasu mija od biegu, tym więcej dostrzegam pozytywów. Jakby nie było życiówka poprawiona o 4 min i 39 s. Podczas biegu czułem się dobrze, brak jakichkolwiek problemów mięśniowych, kryzysów. Chłodna głowa i mozolna realizacja założeń, kolejne cenne doświadczenie. Jest ok, jedziemy dalej z treningami a co się odwlecze to nie uciecze.
Na koniec krótkie podsumowanie także organizacji całego wydarzenia. Generalnie wszystko na najwyższym poziomie, począwszy od odbioru pakietu, poprzez organizację miasteczka biegacza, strefy startu, całej trasy i finiszu. Bieg polecam wszystkim, którzy chcą się sprawdzić na trasie maratonu. A jedyną sprawą do której mógłbym mieć zastrzeżenie jest dobór pacemakera prowadzącego na czas 3:00:00. No właśnie, zgadnijcie w jakim czasie dobiegł do mety mój zając?

Dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki! 🙂

Michał Stawiński
#stawiiik

Nasza ocena Orlen Warsaw Marathon 2018

Organizacja
Jakość świadczeń
Atrakcyjność biegu
Klimat imprezy
Średnia
 

A Wy jak oceniacie?

Organizacja
Jakość świadczeń
Atrakcyjność biegu
Klimat imprezy
Średnia